"Houston,mamy problem" to lekka powieść o 30-letnim Jeremiaszu.Mężczyzna leczy rany po rozpadnięciu się jego 4-letniego związku. Narzeka na pracę bo nie rozwija się zawodowo jako operator kamery. Ma do spłacenia kredyt za mieszkanie,a prócz tego nie może się opędzić od wścibskiej i nad wyraz opiekuńczej mamusi.
Fabułą tej książki jest życie faceta z warszawy,który narzeka na swój los i nie wie jak nim pokierować. Szuka dziewczyny,ale tak naprawdę wciąż rozmyśla o tej byłej.Chce uwolnić się od matki,lecz jest gościem jej co niedzielnych obiadków i zanosi jej także swoje pranie.
Miało być śmiesznie i czasem było,jednak przez większość czasu było banalnie i śmiesznie na siłę. Nie wiem dlaczego ta powieść jest taka opasła. Bez problemu historię Jeremiasza można opisać w 400 stronach,a nie aż w 600! Dużym plusem tej powieści jest to,że głównych bohaterem jest facet,a autorką kobieta. Grochola wchodzi w skórę męskiego osobnika i próbuję zrozumieć jego postrzeganie świata. To wychodzi jej znakomicie. Po przeczytaniu tej powieści jeszcze bardziej uświadomiłam sobie,że statystyczny Kowalski zaczyna być dojrzały po trzydzieste i na ogół nie myśli o zbyt skomplikowanych rzeczach.
Nie wiem po co Grochola kończy tą powieść happy endem. Takie historię to raczej tylko w filmach (i to tych reżyserowanych specjalnie na Walentynki). W rzeczywistym świecie ludzie od siebie odchodzą, umierają,kłócą się i odnajdują szczęście w nowych związkach.
Trudno Jeremiasza nie lubić,ale trudno go też lubić. W momentach jest tak infantylny,iż trudno uwierzyć w to,że ten facet skończył jakąkolwiek szkołę. Nie powiem czasem przejrzy na oczy,a nawet powie coś konkretnego i mądrego,ale to rzadkość.
Akcja powieści również się nie rozwija.Ciągle to samo ślimacze tempo...
Moja ocena powieści 4/10 pkt
wyd: Literackie
stron: 6008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz